Chcesz być dobrą i miłą? Nic z tego. Zło zawsze Cię dopadnie, zło zawsze Cię zniszczy.
Zastanawiałeś się, jak to jest umrzeć śmiercią tragiczną? Ja też nie. Gdy poznajesz smak pełni życia nie myślisz o śmierci. Tak było i ze mną. Nie miałam pojęcia co mnie czeka. Gdybym wiedziała, co się ze mną stanie przez magię, zaprzestałabym jej używać. Gdy się urodziłam i dorosłam nikt mi nie dał instrukcji do niej. Siedziałam w tym bagnie sama. Za każdym razem gdy umierałam, ktoś musiał mnie wskrzeszać. Nie wiedziałam jak, nie wiedziałam kto. Zawsze kończyło się tym samym. Śmiercią. Tym samym, bolesnym rozsypywaniem się na kawałki, po czym następowało to samo, bolesne składanie kawałków. Do momentu aż w końcu się nauczyłam. Wreszcie doszło do mnie co mam robić, by nie czuć tego bólu. Co ze mnie zostało? Wrak wycieńczonej wiedźmy z kilkoma podświadomościami, które niszczą mnie od środka. Wraz z każdą kolejną śmiercią dochodziła kolejna cząstka mnie. Cząstka która nie nakładała się na inne cząstki. Była całkowicie inna. Zanim znalazłam się w Vetroskey, widziałam jak Quetro wybijali nas. W głębi siebie czekałam na to, aczkolwiek nie chciałam by to nastąpiło. Chciałam żyć pierworodnym tokiem życia, lecz nie mogłam. W świecie "dziwnych" traktowali mnie jak rzecz. "Zrób to, zrób tamto" słyszałam. Nie miałam od nikogo wsparcia, którego
często tak bardzo potrzebowałam. Wszystkie rasy pokładały w wiedźmach pustą nadzieję, że to właśnie my pokonamy Quetro i Zagładę. Ot tak. Pstrykniemy palcem i świat będzie naprawiony. Bez żadnego zagrożenia. Nie mogłyśmy w tamtych czasach czuć, kochać. Byłyśmy postrzegane jako broń. Bezuczuciowa, beznamiętna, bezimienna broń, którą się odłoży w kąt po jej zużyciu. W oddali od świata patrzyłam jak moje siostry giną za wszystkich. Nie chciałam być kolejna. W moim życiu liczyły się kilka rzeczy, wartości - wolność, otoczenie, ja i stukot kopyt mojego jedynego przyjaciela. Uciekałam podróżując, poznając i szukając ksiąg. Nigdy nie otworzyłam się przed nikim, każdy wydawał mi się podejrzany. Nikt nigdy się nie dowiedział kim tak naprawdę jestem. Lecz od zawsze byłam obserwowana. Pewnego dnia wszystko znikło... Jakbym po raz kolejny rozpadła się na kawałki. Lecz to nie było to. Nie tym razem. Wtedy obudziłam się w jakieś czarnej, śmierdzącej dziurze przywiązana do zimnej, brudnej ściany. Nie byłam wtedy sama. Wokół mnie było setki osób podobnych do mnie. Wyczułam nawet kilkaset czarodziei. Wszyscy byli przesiąknięci krwią.
Tak właśnie zaczęła się moja przygoda w Vetroskey. Spędziłam tak kilkanaście lat, kto wie, może nawet kilka set. Było to jedno z moich najgorszych przeżyć. Jedno z przeżyć, które do dnia dzisiejszego wraca do mnie. Uwięziona była z nami Tivianna. To ona nas wydostała na powierzchnię Ziemi. Po parunastu latach móc wciągnąć świeże było niesamowitym doznaniem. Parenaście lat pod ziemią zmieniło mnie diametralnie. Już nie byłam tą samą Xeanceą Vivienne Devor. Kiedyś uwielbiałam pomagać. Teraz liczę się dla mnie tylko ja i mój Nike, nikt więcej. Od tej pory nie znałam współczucia czy poczucia winy. Pokazuję swoją złość i zażenowanie raniąc przy tym bezbronnych ludzi. Posługuję się sarkazmem i ironią, czego kiedyś nie miałam w zwyczaju. Reszty charakteru nie da się opisać, ze względu na moje liczne ja. Kilkanaście lat spędziłam na tym, by się wydostać z tego przeklętego miejsca. Nie mogłam. Tivianna, nie pytając nikogo, podjęła za nas decyzję i nas zamknęła. Na wieczność. Czy chciałam czy nie, musiałam się tutaj zaaklimatyzować. W moim życiu pozostały dwie rzeczy, które znałam kiedyś- rutyna dnia związana wraz z przebywaniem z Nike'm oraz kilkanaście moich cząstek, które nadal czyhają na mnie gdzieś w ciemności. Z każdym dniem stają się coraz bardziej widoczne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz